Od talerza do cyfry – część I

Ostatnie 10 lat to gwałtowny rozwój fotografii cyfrowej. Jeszcze kilkanaście lat temu zawodowy fotograf był głównym dostarczycielem zdjęć dla prasy, żadna poważna impreza nie tylko urzędowa, ale także rodzinna nie mogła się obyć bez fotografa. Wynikało to z faktu, że kliszę należało po zrobieniu zdjęć wywołać, potem zrobić z niej odbitki, a to już nie było takie proste. Kto rozpoczynał swoją przygodę z fotografią 25-3o lat temu, zapewne pamięta z jakimi wiązało się to trudnościami. Negatyw na początku trzeba było dać do wywołania zawodowemu fotografowi, ale odbitki można było próbować zrobić samemu. Najpierw trzeba było się zaopatrzyć w odpowiedni sprzęt: powiększalnik, chemikalia, naczynia do wywoływania zdjęć. Niektórzy zaczynali od tytułowego talerza: w jednym talerzu wywoływacz, w drugim utrwalacz, a opłukać zdjęcia można było w umywalce. Jak ktoś złapał bakcyla fotografii, to rozbudowywał swoje laboratorium, zakupując prostokątne plastikowe kuwety, w których o wiele łatwiej wywoływało się zdjęcia. Jeśli ktoś miał wprawę, to w kuwetach mógł nawet wywołać negatyw, choć znacznie lepiej nadawał się do do tego celu koreks, czyli zamknięta bakelitowa puszka. Najpierw w całkowitej ciemności na specjalnej szpuli nawijało się film z aparatu, wkładało się szpulę do koreksu, i po szczelnym zamknięciu, tak, aby do środka nie dochodziło światło, można już było przeprowadzać obróbkę w jasnym pomieszczeniu. Do wlewania i wylewania wywoływacza i utrwalacza służył specjalny otwór w koreksie. O ile zdjęcia czarno-białe można było wywoływać w takich warunkach, to w przypadku fotografii barwnej nie było to takie proste. Powiększalnik musiał być wyposażony w specjalny obiektyw z filtrami, zastaw filtrów, lub specjalną głowicę naświetlającą, w której za pomocą pokręteł można było ustawić odpowiedni kolor światła. Do obróbki materiałów barwnych wymagana była także wyższa temperatura płynów, co w powiązaniu z wymaganą stabilnością utrzymania temperatury wymagało zastosowania innych urządzeń. Kolorowe zdjęcia także można było wywoływać w kuwecie, lecz było to dość pracochłonne, bo obróbka materiałów barwnych zajmowała więcej czasu. Wymyślono więc tak zwane kosze do wywoływania zdjęć. Do takiego plastikowego kosza w przegródki oddzielone żyłką można było włożyć nawet 100 zdjęć formatu 9×13 cm, co znacznie ułatwiało proces obróbki. Kosze jednak wymagały znacznie większej ilości kąpieli wywołujących. Po koszach pojawiły się tak zwane maszyny przeciągowe. Te urządzenia jeszcze bardziej zwiększyły wydajność wywoływania zdjęć. Znacznej poprawie uległa także jakość zdjęć. Poszczególne arkusze naświetlonego papieru fotograficznego były przeciągane pomiędzy kąpielami fotograficznymi za pomocą gumowych wałków, resztki roztworów były wyciskane także za pomocą wałków, dzięki czemu następne kąpiele były mniej zanieczyszczone. Dzięki układom podgrzewania i stabilizacji temperatury, a także automatycznej regeneracji roztworów, powtarzalność kolorów zdjęć była bardzo dobra. I to w zasadzie szczyt tego na co mógł sobie pozwolić fotograf wykonujący niewielkie ilości zdjęć. Następnym, jednak wyjątkowo kosztownym etapem w rozwoju fotografii barwnej było skonstruowanie minilabów.

Dodaj komentarz

Partnerzy